Design wobec tematu śmierci

Co design ma do spraw ostatecznych? Jak odnosi się do śmierci? Czy zajmuje się tematem umierania, żegnania bliskich, kultywowania pamięci o zmarłych? To problem, który od dłuższego czasu nie daje mi spokoju. Powraca przy różnych okazjach, w szczególności o tej porze roku.

1 listopada. Tradycyjne odwiedzanie rodzinnych grobów na warszawskich cmentarzach. Scenariusz „zwykłych” trudności, jak co roku, ten sam. Najpierw brak miejsc do zaparkowania, normalka. Mogliśmy przyjechać komunikacją. Kwiaty, tu idzie łatwo. Choć na co dzień pod cmentarzem  straszą głównie sztuczne wiązanki, tego dnia wspomagana nawozami natura zadziwia różnorodnością odmian. Chryzantemy czy wrzos zawsze się bronią. Gorzej, kiedy na żadnym ze stoisk nie zdobędziemy prostych, glinianych zniczy. Wtedy staje przed nami dylemat moralny: czy wybrać znicz najmniej brzydki z brzydkich i pogodzić się z tym, że został wykonany z plastiku, czy w ogóle nie postawić znicza na grobie. Decyzję należy podjąć szybko. Kryzys decyzyjny przy straganie oznacza, że nie zdążymy odwiedzić wszystkich grobów przed zmrokiem. Cmentarz po ciemku, owszem, może i pełen uroku, jednak dla mniej sprawnych z pewnością bardziej kontuzjogenny. Na koniec pozostaje bowiem próba wyjścia z honorem i poszanowaniem dla miejsca, z sytuacji kiedy zostaje się uwięzionym pomiędzy grobami. Alejki, które nagle się kończą albo takie, których wcale nie ma… Problem braku cywilizowanego przejścia pomiędzy nagrobkami to bolączka wielu polskich cmentarzy. Rzecz, wydawałoby się najprostsza z możliwych. A jednak.

Jedną z moich ulubionych książek z designem w tle  – „Jak przestałem kochać design” Marcina Wichy rozpoczyna bardzo osobista, choć co typowe dla autora, ujęta w formę anegdoty scena wyboru urny na prochy ojca.

„Wszystkie modele wyglądały jak skrzyżowanie greckiej wazy i chińskiego termosu. Połyskiwały brokatem. Mieniły się chromem. Były złote, biało-złote, malachitowe i czarne. Miały ozdobne rączki i uchwyty. (…) No i oczywiście krzyże. Wyryte. Namalowane. Przyklejone z boku. Sterczące na górze (…). Nie mogło oczywiście nie być korony cierniowej, Matki Boskiej w półprofilu i Jezusa Frasobliwego. (…) Alternatywą był kwiatek – biała lilia lub przekwitła róża. W opinii branży pogrzebowej Polskę zamieszkują dwa rodzaje ludzi: chrześcijanie i przedstawiciele sekty florystów. (…) wybrałem w końcu jakiś wzór. Miał trochę mniej ozdób, nieco prostszy kształt i nawet biała róża prezentowała się dość skromnie.  Potem przez kilka godzin oszukiwałem się, że jest OK. Ale nie było. Ojciec nigdy by się nie zgodził na takie naczynie. To świństwo lekceważyć czyjeś uczucia estetyczne tylko dlatego, że umarł”.

Po odpowiedź jak autor poradził sobie z rozwiązaniem tej sprawy odsyłam do źródła czyli do lektury książki:

https://www.karakter.pl/ksiazki/jak-przestalem-kochac-design-2015

Śmierć jest obecnie w naszej kulturze tematem tabu. Unikamy go. O sprawach związanych z umieraniem wolimy nie myśleć, nie mówić, ba, nawet nie nazywać rzeczy po imieniu, co widoczne jest w praktyce językowej. Co dziwne, zjawisko wyparcia obejmuje także dziedzinę designu, która mierzy się przecież z trudnymi problemami na innych polach i dotyczy wszystkich aspektów naszego życia. Dlaczego więc zamyka oczy na ewidentne zaniedbania w tej materii?

Czy temat musi być seksi, żeby zainteresował się nim świat projektowania? Wierzę, że tak nie jest. Zaprzecza temu zresztą wiele osiągnięć projektantów w dziedzinach o tyle znaczących i potrzebnych jak i mało atrakcyjnych medialnie, jak choćby opieka medyczna. Czy możemy zatem  zrzucić winę na system, który nie dopuszcza projektantów do przemysłu? Po części na pewno odpowiedzialność leży po stronie przedsiębiorstw, które nie dostrzegają konieczności wdrażania procesów w duchu „design thinking”. Brak również wsparcia w tym zakresie państwa  w postaci choćby odpowiednich zachęt, przepisów czy regulacji. Czy przeszkodą jest może brak popytu? Umieranie dotyczy przecież wszystkich. Czy rzeczywiście zainteresowanie dobrze zaprojektowanymi, zrównoważonymi, estetycznymi i funkcjonalnymi przedmiotami związanymi z tym aspektem życia jest zerowe? Czy jest to zwykła wymówka, żeby nie projektować nagrobków, urn, cmentarzy, zniczy? Wiadomo, że łatwiej jest narzekać na status quo i panujący zły gust niż wziąć sprawy w swoje ręce.

Betonowy nagrobek See You autorstwa Ivanki Katalin. Projekt finałowy konkursu make me! 2010  Minimalistyczne projekty nagrobków wykonuje także firma purest.pl

Przedmioty i czynności związane ze śmiercią to pole niemal zupełnie (poza nielicznymi przykładami, z których kilka opisuję w tym tekście) porzucone przez świat designu. Jakby umieranie leżało poza jego zainteresowaniem.  Jednak życie nie znosi próżni i tę intratną lukę szybko wypełnia masowo produkowany kicz. Estetyka odpustu i tworzywa sztuczne zawłaszczają naszą przestrzeń symboliczną, anektują ten obszar wyobraźni. A temat jest przecież ważny i kulturowo zajmujący. Dotyczy zmaterializowania naszej pamięci, skanalizowania emocji związanych ze stratą, sprostania potrzebom odnoszącym się do rytuałów i symboli.  Mamy więc do czynienia z poważnym i ciekawym wyzwaniem dla projektantów.

Mika – ceramiczna urna z korkowym wiekiem marki NURN

Przytoczony fragment książki dotyka także innej ważnej kwestii. Tego, że nie-katolicka część społeczeństwa znajduje się nie tylko  „poza targetem”  branży cmentarno-pogrzebowej ale także, że brakuje  stosownych formuł czy pomysłów na obrzędy, rytuały lub zwyczaje związane z pochówkiem i czczeniem pamięci o zmarłych. Można np. zorganizować świecki pogrzeb korzystając z usługi ceremonii humanistycznych. To jednak nadal mało. Wszelkie tego typu przedsięwzięcia wymagają od nas wielu starań, wysiłku i podążania pod prąd utartych szlaków wyznaczonych przez przyjęte normy kulturowe. A na to nie zawsze mamy siłę i chęci, co jest zrozumiałe w okolicznościach żegnania kogoś bliskiego. I tu jest miejsce, które zająć powinni projektanci. Ich namysł powinien nas wyprzedzać i w efekcie podsuwać rozwiązania odpowiadające naszym potrzebom.

Problem dostrzega polskie studio projektowe Mortis Design, które proponuje nam Nurn – projekt biodegradowalnej urny wraz z nawiązującą do tradycji słowiańskich ceremonią pochówku na morzu. Nie narzuca ona formy związanej z żadną z istniejących religii, jednak jest zgodna z polskim prawem. W opisie projektu czytamy:

„Coraz więcej ludzi prowadzi nomadyczny styl życia bez przywiązania do miejsca i ziemi, a co za tym idzie tradycyjne formy pożegnania stają się archaiczne. Projekt porusza także problem ekologii, nie przyczyniając się do dalszego eksploatowania istniejących nekropolii, pozwala również na godny pochówek w ramach zasiłku pogrzebowego. Na potrzeby projektu została stworzona nowa technologia i materiał do produkcji urny. Proces powstawania jest prosty i ekologiczny, pozwala na współpracę z lokalnymi rzemieślnikami lub ludźmi wykluczonymi społecznie”. 

Projekt został podczas Łódź Design Festival 2017 nagrodzony statuetką make me! Był również prezentowany na wystawie „Z drugiej strony rzeczy. Polski dizajn po 1989” w Muzeum Narodowym w Krakowie.

W zgodzie ze swoimi uczuciami estetycznymi pozostaną na pewno wszystkie osoby nieobojętne na architekturę, wybierając inną urnę projektu tego duetu – Thos, która swoją minimalistyczną formą nawiązuje do brutalizmu, wykonana jest z betonu i metalu. Dostępna  z czepcem w kolorze miedzi, mosiądzu bądź stali.

We wszelkich obrzędach, niezależnie od kręgu kulturowego czy religii, czczeniu pamięci o zmarłych towarzyszy płomień. Uniwersalna symbolika płomienia obejmuje nie tylko łączność ze zmarłymi ale także wspólnotę i więź pomiędzy żyjącymi. Do tego motywu odwołują się dwa współczesne polskie projekty: Lit stworzony przez Jo Jurgę i Martynę Ochojskią z Mortis Design/Nurn oraz Eo autorstwa Bruno Szenka.

Kształt świecznika Lit oraz sposób jego łączenia nawiązuje do relacji rodzinnych. Jego elementy są różne i w różny sposób mogą być ze sobą powiązane. Tworzą jednak zawsze harmonijną całość, zachęcając do kontemplacji. Świecznik wykonany jest ze szlachetnego mosiądzu, który podkreśla wagę i znaczenie tej praktyki. Dla mnie zaletą projektu jest nieseparowanie celebrowania pamięci o zmarłych od codziennego życia. Symbolicznie zmarli obecni są w układzie rodzinnych powiązań, pozostają w relacjach z żyjącymi. Odzwierciedla to możliwość ustawienia świecznika w przestrzeni domowej.

W projekcie Bruno Szenka również pobrzmiewa tęsknota za włączającym i wspólnotowym aspektem płomienia zapalanego zmarłym. Projektant podkreśla także efemeryczność dawnych obrzędów. Eo to ceramiczny znicz. „Ogień zapala się w nim tylko na czas krótkiej ,,rozmowy”, po której paliwo (płatek heksaminy) wypala się niemal bez śladu. Ten ulotny gest umożliwia nawiązanie bliższego kontaktu zarówno ze zmarłym, jak i z osobą stojącą obok: ciepłem rozgrzanego naczynia można się podzielić, podając je z rąk do rąk. W ten sposób, jak w prastarych rytuałach, eo pośredniczy nie tyle celebracji śmierci, co afirmacji życia”. W przeciwieństwie do powszechnie dostępnych zniczy – przedmiotów 0 „niskim statusie i skrajnie niezrównoważonym cyklu życia”, Eo jest wielokrotnego użytku. Projekt znalazł się wśród tegorocznych finalistów wyróżnienia make me!

Mam nadzieję, że podobnie wrażliwych społecznie i przemyślanych projektów powstanie w najbliższej przyszłości jak najwięcej. Aby tak się stało, potrzebę dostrzec musi także przemysł. Dobrze byłoby zobaczyć efekty pracy projektantów nie tylko na wystawach, aby poza krytykami, docenić je mogli również odbiorcy.